Dzień czwarty – kluczowy.

Musimy przejechać przez góry, co w połączeniu z rowerami obciążonymi sakwami zawsze jest sporym wyzwaniem 😊.

Początek miły, jedzie się fajnie brzegiem morza, spory kawałek piękną ścieżką spacerową.

Podziwiamy ładne plaże i zatoczki, w jednej z nich fotografujemy jaskinie utworzone w klifie oraz spektakularny wrak statku Edro III.

Po krótkiej pogawędce z grupą Rodaków ruszamy, by po chwili zacząć podjazd.

Znaki i licznik pokazują niemal cały czas nachylenie 9%.  Kręcimy, kręcimy… wysokość rośnie baaardzo powoli.

Choć niebo zaczynają przyozdabiać dość ciemne chwilami chmury i czuć chłodniejszy wiatr – nam jest cieplutko 😊.

W końcu docieramy do miejscowości Katikas (ponad 650m npm) tam siadamy w restauracji na obiadek i kawę.

Po godzinnym popasie ruszamy na zjazd. Kilkaset metrów i zatrzymujemy się, żeby się ubrać –  11(!) stopni i jedziemy po mokrej od deszczu drodze. Zjazd bez wielkich przygód, docieramy do hotelu w Polis.

Po drugiej stronie ulicy mamy kościół, z którego, mimo zamkniętego okna, dobiega odgłos modłów. Ina stwierdza, że nie będziemy potrzebować rano budzika. Nie myli się 😉.

Wieczorem oglądam jeszcze raz mapę, w innej aplikacji i znajduję starą drogę prowadzącą z Polis do Kato Pirgos, która pozwoliłaby nam uniknąć kolejnego górskiego podjazdu. Postanawiamy spróbować.

Jedziemy wzdłuż malowniczej zatoki Chrysochou, dojeżdżamy do rozwidlenia dróg i pełni nadziei zjeżdżamy na ową starą drogę.

Wygląda bardzo przyzwoicie, lecz za jednym z kolejnych zakrętów miny nam rzedną – Turecka Strefa Okupacyjna.

Zasieki, bariery, szlaban i wyglądająca pierwotnie na opuszczoną, budka wartownicza, z której po chwili wyłonił się młody, turecki żołnierz. Ni w ząb nie można się z nim porozumieć, przywołuje jeszcze kilku następnych – jeden z nich mówi na szczęście po angielsku. Próbuję go przekonać, że szybko śmigniemy. Niestety. Oznajmia, że jedyna droga wiedzie przez góry ☹.

Przynajmniej próbowaliśmy.

Wracamy na dotychczasową trasę i tam wita nas znak informujący o 11% nachyleniu na odcinku 2 kilometrów.

Daje popalić. Licznik chwilami pokazuje nawet 14%.

Potem powracamy na standardowe już u nich… 9% 😉, choć znaki pokazują zjazd😉.

Wkręcamy się powoli na ok. 550m npm.

Pogoda dopisuje – słonecznie, cieplutko. Widoki piękne.

W końcu zjazd do Kato Pirgos – ostatniej miejscowości przed turecką częścią wyspy.

Super hotel, w którym jemy późny obiad – naszą kolację wigilijną. Potem jeszcze idziemy na plaże uroczyście wychylić świąteczna szklaneczkę wina 😉.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *