Dzień 11. Durres

Dziśiejszy dzień mało ciekawy, szwędamy się po Durres. Po opuszczeniu miejsca gdzie nocowaliśmy mamy sporo czasu do wieczora. Leniwie przemieszczamy się po mieście. Zwiedzamy, to czego nie udało się zobaczyć wcześniej, zatrzymujemy się na zimne piwko, na jedzenie. Siadamy niemal na godzinę w centrum miasta i obserwujemy zachowanie ludzi na skrzyżowaniu, zarówno kierowców, jak i pieszych. Bawimy sie doskonale 🙂 Pod wieczór udajemy się do portu. Tam odprawa i wsiadamy na prom, którym dopłyniemy do Bari. To nasz pierwszy taki rejs. Ciekawi bylismy jak to będzie z rowerami. Ogranizacja na promie na piątkę. Zarówno „zaparkowanie” rowerów, jak i odprawa paszportowa, przydział kluczy do kajut odbywa się szybko i bez problemów. Po ulokowaniu się w kajucie wychodzimy na pokład zobaczyć, jak odbijamy od brzegu. Potem szybko kąpiel i spać – jutro czekaja na nas Włochy.

Dzień 12. Bari – Taranto

Po nocnym rejsie, przybijamy rano do Bari.
Troche czasu zabiera nam zejście z pokładu i wyjazd z samego portu. Od razu kierujemy się do Starego Miasta i po chwili delektujemy się kawą w jednej z caffeterii. Pokrzepieni kawą ruszamy znaną nam już z zeszłego roku drogą w kierunku Polignano. Spotykamy młodego Włocha, który jedzie z Bolonii na południe Włoch, potem promem do Albanii czyli w kierunku odwrotnym do nas. Chwila pogaduchy i jedziemy, co raz my wyprzedzamy jego, po chwili on nas.
Trochę radość jazdy odbiera dość silny wiatr, który nie pomaga. Docieramy do Polignano, kilka fotek, mały posiłek i ruszamy w stronę Monopoli. Stamtąd kierujemy się w stronę gór. Zaczynamy mozolne wspinanie się do miejscowości Alberobello. Okropny upał i nachylenie drogi wysysa nam wszystkie płyny, jakie mamy ze sobą. Na odcinku ponad 20km nie napotykamy żadnego sklepiku, restauracji, nic. Zmuszeni jesteśmy prosić o wodę mieszkańców. Pierwszy raz nam się zdarza taka sytuacja.
Docieramy do Alberobello, tam się nawadniamy, posilamy i zwiedzamy charakterystyczne Trulli wpisane na listę UNESCO.
Stamtąd ruszamy w stronę Taranto. Druga się dłuży, nieco się przeliczyliśmy. Według profilu trasy miał być długi zjazd, w rzeczywistości sprawa wygląda inaczej. Zmęczeni docieramy wieczorem do Taranto. Kapiel i spać. To był długi dzień…

Dzień 13. Taranto Pompeje

Z wielkim bólem serca zmuszeni jesteśmy zmienić naszą, wcześniej zaplanowana trasę.
Jednak panujące upały, jak i profil trasy wiążą się ze sporym wysiłkiem. Chciało by się, ale rozsądek podpowiada, żeby odpuścić. Żal jest tym większy, że dotyczy najbardziej malowniczego odcinka naszej podróży – wybrzeża Amalfi. Trudno – może kiedyś…
Wsiadamy do pociągu i jedziemy, zamiast początkowo do Salerno, do Pompei.
Hmm… jada pociągiem to też niezła przygoda. Po pierwsze dostać się na właściwy peron z rowerami wyładowanymi sakwami nie jest łatwa. Brak windy i podjazdów wymusza znoszenie i wnoszenie rowerów schodami 🙁
Za to w pociągu już kultura. Umieszczamy rowery w stojakach, sakwy zaberamy ze sobą i śmigamy. Czysto, wygodnie, klimatyzacja.
Widzimy za oknem padający co chwile deszcz, dosiada się kilku rowerzystów, zaskoczonych pogodą. Po przesiadce (znowu noszenie rowerów!), docieramy do Pompei.
Kilka kilometrów od dworca jest nasza baza wypadowa na Wezuwiusza i Sorrento. Zostajemy tam na 2 noce.

Dzień 14. Pompeje – Wezuwiusz – Sorrento


Dzisiaj wybraliśmy się autobusem miejskim (!) na Wezuwiusza. Jazda autobusem, to niezłe przeżycie 😉 Taka trochę kolejka górska wliczona w cene biletu. Docieramy na wyskość ok.1000 m. Stamtąd spacer na szczyt. Miejsce niesamowite, coś o czym lata temu uczyliśmy się w szkole na historii, teraz stąpamy po nim. Pogoda nie do końca z nami współpracuje, większość spaceru odbywa się w chmurze. Raz po raz rozwiewa się , co pozwala wykonać parę zdjęć. Niestety nie bardzo widać miasta u jego podnóża- Neapol, Pompeje, Torre dle Greco. Zjazd autobusem w dół, to kolejna część atrakcji, Polecamy 😉
Wysiadamy z autobusu i kierujemy się na dworzec, by pociągiem pojechać do Sorrento. Jakże to inny pociag niż te, którymi jechaliśmy wczoraj. Kolejka podmiejska, wymalowana grafitti, zatłoczona, nie wspominając o braku klimy. Za to predkości, jakie rozwija, przyprawiają o dreszcze.
Sorrento – pierwsze nasze skojarzenie – kurort dla bogaczy. Przepych, sporo turystów, ceny z kosmosu. Zwiedzamy, zachwycamy się co rusz widokami z tarasów. Jako, że region słynie z upraw cytryn, które są dosłownie wszędzie -na straganach, na porcelanie, na ubraniach itp.- równiez i my zaopatrujemy sie w wyrób z cytryn – Limoncello di Sorrento.
Degustacja w pokoju.

Sorrento

Dzień 15. Pompeje – Ishitella Lido

Ruszamy dziś w dalszą drogę. Standardowo, wczesna pobudka, śniadanie,pakowanie i przed ósmą już na rowerach.
Większość trasy dość ruchliwymi ulicami. Przebijanie się przez miejski zgiełk.
Najpierw Pompeje, potem Tone dle Greco, wreszcie Neapol. Oglądamy w Neapolu Castel Nuovo, Plac Plebiscytowy podobny do Placu w Watykanie, Fontannę Gigant, przedzieramy się przez tunel i obok Stadionu San Paolo opuszczamy miasto. Dopiero za Neapolem robi się luźniej i jedzie się zaraz przyjemniej.
Pokonujemy ładny kawałek – wybrzeże Pozzuoli.
Pora szukać noclegu, znajdujemy w Ischitella Lido. Dojeżdżamy na miejsce, trochę zmęczeni a raczej znużeni dopołudniowym zgiełkiem . Tam dość miła sytuacja, zostajemy powitani w rodzimym języku. Okazuje się iż żoną jednego z właścicieli hotelu jest Polka 😉
Kąpiel i spacer brzegiem morza przynosi ukojenie. Spacer się udaje, ale widzimy, że okolica troche nieciekawa. Wszędzie brud, sterty śmieci. Sporo ciemnoskórych, raczej nie rdzennych mieszkańców. Ogólnie czujemy się tu troche nieswojo.
Wracamy do hotelu i postanawiamy rano jak najprędzej się wynieść.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *