Dzień 1. Split

… a właściwie Zračna Luka Split.
To tutaj zaczynamy naszą kolejną, tym razem bałkańsko-włoską  wyprawę rowerową.
Na początek chciałbym się pochwalić tym, że przygoda nasza zaczęła się w doskonałym nastroju już w samolocie.
A to za sprawą naszych rodaków – JANUSZY. Jeden z nich wpadł do samolotu chyba ostatni i szukał miejsca na umieszczenie swojego bagażu.
Przeglądał po kolei wszystkie schowki nad głowami. Gdy dotarł do nas i otworzył schowek nad nami. widząc nasze żółte sakwy, stwierdził że „kamizelki ratunkowe, to mogła by sobie załoga umieścić gdzie indziej”  😉
Drugi dał popis na lotnisku. Wchodzimy na hale odbioru bagażu i nasze rowerki, spakowane w pudła już są. Niestety nie ma wózków bagażowych (potem dowieźli). Postanawiamy, że żona weźmie sakwy a ja przeciągnę rowery do wyjścia.. I tu zadziałał drugi z Januszy.
„Patrz, kupili 2 telewizory i teraz nie umią z nimi wyjść” 🙂 Tu polały się moje łzy – ze śmiechu ofkorz.
W takich szampańskich nastrojach przebiegł montaż rowerków, oddanie niepotrzebnych już pudeł panom z obsługi i wyjazd na pierwszy nocleg.

Dzień 2. Split – Tucepi

Drugi, a sumie pierwszy dzień jazdy zaczął się standardowo dla naszych wypraw. Pobudka, śniadanie, pakowanie i przed godzina 8 wypad z kwatery. Udajemy się najpierw na stare miasto Splitu i słynną Rivę. Tam spędzamy chwilę, robimy fotki i znajomą drogą ruszamy w kierunku Tucepi. Po drodze mijamy Podstranę, gdzie spędziliśmy wakacje w 2011 i 2012 roku. Stąd ta okolica jest nam dobrze znana. Z dostępnych dróg wybieramy te jedyną Jadrankę, kto był, ten wie…;) Podjazdy, zjazdy i to przy samej barierce odgradzające od morza – wrażenia bezcenne. Wydaje nam się, że ruch dużo większy, niż ostatnio tu byliśmy, a i podejście kierowców do rowerzystów, też inne 🙁 Z tym będziemy się niestety zmagać niemal całą drogę , z małymi wyjątkami. Do tego dołująca trochę sytacja, kiedy w pewnym momencie, tuż przed Makarską, spada mi z kierownicy kamerka i w ciągu kilkunastu sekund dostaje sie pod koła kilku samochodów… Nastawiłem się na to, by robić dużo filmów i doopa 🙁 Trudno, zostają fotki. Docieramy do kwatery w Tucepi, starym zwyczajem jeszcze popołudniowo-wieczorny spacer, kolacja, zakupy i na zasłużony odpoczynek.

Ponad 1500-letnie drzewo oliwne.
Tyle nam zostało z kamery 🙁

Dzień 3. Tucepi – Neum

Kolejny dzień zaczynamy zgodnie z rozkładem 🙂
Ciepło. Od samego początku przepiękne widoki, wszak to okolica Biokova.
Droga wznosi się i opada, i tak w kółko. Do tego, to co widać za barierką oraz dodając kilka minięć „na gazete” powoduje, że poziom adrenaliny jest wysoki i nie opada.
Gorąco. Liczne pozdrowienia mijających nas rodaków i nie tylko. Z Pawłem spędziliśmy pod sklepem pół godziny, tak był zaaferowany naszą jazdą 🙂
Po południu przekraczamy granicę i lądujemy w Neum na nocleg. Jeszcze spacer, kolacja, zakupy i do pokoju.

Dzień 4. Neum – Dubrownik

Dzisiejszy etap celowo krótszy, by być wcześniej w Dubrowniku i miec czas na zwiedzanie.
Krótszy wcale nie znaczy łatwiejszy. Od rana ciepło, po kilku godzinach gorrrrąco. Podjazdy, zjazdy i tak w kółko 😉
Za to widoki nagradzają wszystko.
Docieramy do Dubrownika dość wcześnie i dzięki temu mamy sporo czasu na zwiedzanie.

Dzień 5. Dubrownik – Kotor

Opuszczamy rano Dubrownik. Nie jest to łatwe, bo co się obejrzymy widoki pięknie. Zatrzymujemy się co chwilę, by je uwiecznić.
Cóż więcej napisać o drodze… – ciepło, gorąco, widoki niezmiennie piękne, może to że ruch ciężarówek i autobusów mniejszy (weekend?).
Docieramy do granicy  wkraczamy do Czarnogóry.
W pierwszej miejscowości kupujemy kartę sim, by w razie czego mieć łączność oraz internet (5E/500Gb/10dni).
Po chwili docieramy do bajecznej Zatoki Kotorskiej. Jest czym oczy nacieszyć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *